Tytuł: ☢ Poisoned apple ☢
Paring: brak [SHINee]
Status: zakończone
Typ: miała być miniaturka, ale trochę długa wyszła...
Gatunek: angst / POV
Ostrzeżenia: brak
Ilość słów: 1930
A/N: To opowiadanie jest okropne, jednak skoro już napisałam, szkoda go nie opublikować. Nie krzyczcie na mnie, moje serduszko też bolało przy pisaniu.
Odkąd pamiętam, uchodziłem w zespole za tego najbardziej radosnego, niezdarnego i najśmieszniejszego idiotę. Byłem uznawany za uroczą ciamajdę, która oprócz miłości do jedzenia i skłonności do potykania się o własne nogi, nie posiadała żadnych szczególnych talentów. Co prawda lider i tak pozostaje liderem - osobą bardzo ważną dla każdego zespołu, ale mimo tego w internecie było najwięcej filmików z wpadkami, jakie zaliczałem na scenie, momentami, w których mój śpiew przechodził w fałsz oraz chwilami, w których jadłem lub spałem. Może i miałem wyrobioną powszechną opinię beztroskiego wesołka, który trzymał w swoich ramionach pozostałą trójkę idiotów... no i Key. Może i potrafiłem uśmiechać się tak szeroko, że z oczu robiły mi się wąskie szparki. Ale czy to rzeczywiście byłem prawdziwy ja? Zarówno przed kamerą, jak i przed przyjaciółmi, odgrywałem rolę człowieka bez żadnych trosk i zmartwień. Sam przylepiłem sobie tę etykietkę, nic więc dziwnego, że teraz wszyscy oczekiwali ode mnie takiej postawy. I nawet kiedy czułem się, jakbym dźwigał na plecach ciężar całego świata, uśmiech nie schodził z mojej twarzy ani na minutę. Bo po co pokazywać, że jest się słabym?
- Onew-hyung, ile jeszcze będziesz siedział w tej łazience? Kolacja ci wystygnie!
Słodki, aczkolwiek donośny głos przedarł się przez drzwi i dotarł do moich uszu. Automatycznie się uśmiechnąłem, jednak tym razem był to uśmiech jak najbardziej szczery. Jakoś nie potrafiłem przed tobą udawać. Nie odpowiedziałem na ponaglające zaproszenie, odkręcając wodę i wchodząc pod prysznic. Przez zaledwie krótką chwilę mogłem się naprawdę odprężyć. Uczucie wody spływającej po ciele zawsze mnie uspokajało, dając ukojenie po całym dniu ciężkich prób i udawaniu przed wszystkimi, że wszystko jest w porządku. Nie trwało to jednak szczególnie długo, ponieważ mina niezadowolonego Key nie chciała wyjść z mojej głowy. Chłopak specjalnie dla mnie przesunął godzinę kolacji, ponieważ odkąd biorę udział w nagrywaniu dramy, zdarza mi się wrócić później do dormu. Starałem się nie myśleć o jego niezadowolonej minie. Wyszedłem spod prysznica, wytarłem się ręcznikiem i założyłem wcześniej przygotowane ubrania. Zanim jednak opuściłem łazienkę, rzuciłem wzrokiem na moje odbicie w lustrze. To byłem prawdziwy ja... Mocno podkrążone, przekrwione oczy, ziemista cera, potargane, zniszczone przez farby i lakiery włosy i ten smutny wyraz twarzy. Byłem zmęczony. Tak cholernie zmęczony. Uśmiechnąłem się do własnego odbicia, a moja twarz od razu nabrała kolorów. Znowu zmieniłem się w tamtego oszusta, który grał przed swoimi najlepszymi przyjaciółmi. Który udawał przed tysiącami wierzących w niego fanów. Zakłamany oszust. Nic nie warty śmieć. Po co ktoś taki jak ja w tym zespole? Do niczego się nie nadawałem, a jedynym co potrafiłem, było zgrywanie idioty. Patrzyłem wściekły na radosnego chłopaka, który odbijał się w lustrze. To nie mogłem być ja. To nigdy nie będę ja. Nie będę szczęśliwy... Wściekły uderzyłem pięścią w zakłamaną twarz, przez co ta popękała i rozsypała się po podłodze. Dźwięk tłuczonego szkła zwabił całą czwórkę. Chłopaki bez pukania wpadli do łazienki, a gdy zobaczyli co się stało, na ich twarzach wymalował się niepokój.
- Hyung... co ty...
Odezwał się któryś z nich, ale byłem na tyle wstrząśnięty, że nie mogę sobie przypomnieć który. Na moją twarz automatycznie wdarł się wyćwiczony uśmiech. Zakłopotany zacząłem przepraszać, tłumacząc, że to było przez przypadek. Po twarzach chłopaków łatwo było dostrzec, że niekoniecznie kupili moją wymówkę. Key burknął coś pod nosem, że taki "przypadek" zdarzył się już trzeci raz, po czym wygonił wszystkich z łazienki i wziął się za sprzątanie rozbitego lustra. Poczucie winy trawiło moje serce, ale nie miałem innego wyjścia, jak pójść do kuchni i zająć się zimną kolacją. Chociaż tyle mogłem zrobić dla zespołowej ummy. Gdy kończyłem jeść swoją porcję smażonego ryżu, do stołu dosiadł się Taemin.
- Nie zraniłeś się, hyung?
Zaczął zatroskany, na co ja wyciągnąłem przed siebie prawą dłoń, z zaskoczeniem zauważając, że skóra pozostała nienaruszona. Maknae odetchnął z ulgą, za to mnie spadł kamień z serca. Chyba jednak niczego nie podejrzewał. Znowu poczułem się okropnie. Dlaczego musiałem ciągle was okłamywać? Wstałem od stołu, oznajmiając, że muszę się na chwilę położyć i nie czekając na odpowiedź poszedłem do swojego pokoju. Kłamca. Kłamca, kłamca, kłamca, kłamca. Nie mogłem przestać o tym myśleć. Oszukiwałem wszystkich naokoło, łącznie z moimi przyjaciółmi. Co by było, gdyby się dowiedzieli? Nie chciałem wyjść na słabego, nie przed nimi. Nigdy nic nie potrafiłem. Byłem tylko tłem dla prawdziwego SHINee. Nie lśniłem tak jak oni, jedynie odbijałem ich blask. Może i dostałem szansę na pokazanie się z dobrej strony. Gra w dramie była dla mnie dobrą okazją, żeby w końcu się wybić, ale... No właśnie, "ale". Moje aktorstwo zostało zasłonięte przez album Taemina. To oczywiste, że wytwórnia będzie promowała jego, a nie mnie. Mogłem sobie grać, ale nadal w tle. Nigdy nie będę stał w świetle, chociaż zużywałem ostatki sił, by nagrać dobre ujęcia. Jestem taki okropny Tae, przepraszam. Osiągasz wielki sukces, a ja nie potrafię się z tobą cieszyć. Jestem ogromnie dumny, to prawda, ale uśmiech, który miałem przyklejony w chwilach, gdy ci gratulowałem, nie był do końca szczery. Byłem zły. Byłem zazdrosny. Czemu akurat on, a nie ja? Czy to nie mnie bardziej się należało? Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze, ale szybko odwróciłem wzrok z obawy, że obrzydliwa, przesiąknięta bólem, zmęczeniem i wściekłością twarz sprawi, że kolejne lustro skończyłoby na podłodze. Byłem egoistą i niewdzięcznym przyjacielem, nie zasługiwałem, by śmiać się razem z wami.
- Hyung, mogę wejść?
Jedno pytanie wystarczyło, by na moje usta wdarł się perfekcyjnie wyćwiczony, zakłamany uśmiech. Zerknąłem na swoje odbicie jeszcze raz i od razu poczułem mdłości. Ta twarz, chociaż rozpuszczała serca milionom fanów, dla mnie była najgorszym koszmarem. Byłem obrzydliwy.
- Chodź Tae, jest otwarte.
Maknae wszedł do pokoju, spuszczając wzrok po podłodze. Nie patrzył na mnie, tylko przysiadł na brzegu łóżka i zaczął bawić się palcami. Od razu wiedziałem o co chodzi.
- No śmiało, powiedz co tym razem.
- Bo... hyung, on mnie wcale nie zauważa! Mówiłeś, że będzie inaczej, ale minęły już trzy miesiące i nic się nie zmieniło... W kółko albo ogląda mecze, albo gra na konsoli, a mnie zbywa, mówiąc, że tylko przeszkadzam...
Westchnąłem cicho, posyłając Taeminowi jeden ze swoich najpiękniej wyćwiczonych uśmiechów.
- W takim razie może to już czas, żebyś powiedział Minho co czujesz? Nie zastanawiałeś się nad tym? Biegnij do niego i mu powiedz. Pamiętaj, że zawsze będę po twojej stronie.
Rozmawialiśmy jeszcze przez kilka minut, a pod koniec chłopak uśmiechnął się tak, jakbym właśnie zdjął z jego serca wielki ciężar, po czym wyszedł z pokoju, nie przestając mi dziękować. Zmęczony opadłem na łóżko, nie minęło jednak pięciu minut i znowu usłyszałem pukanie.
- Proszę.
- To ja, hyung.
Jonghyun wszedł do sypialni, zamykając za sobą drzwi.
- Widzisz... chodzi o to, że... Mam już tego dość!
Dinozaur podniósł głos, co nie za często mu się zdarzało. Wykonał przy tym tak gwałtowny odruch, że musiał odgarnąć grzywkę, która wpadła mu do oczu.
- Ja... ja już naprawdę nie wiem co mam robić! Czuję, że dłużej tego nie wytrzymam.
- Jjong, uspokój się.
Zaśmiałem się, jednak śmiech w moich uszach zabrzmiał sztucznie. Sytuacja była poważna, jeszcze nigdy nie widziałem Jonghyuna tak poruszonego. Co robić... jedno niewłaściwe słowo i mogłem pogorszyć całą sytuację.
- To, że Minho często go zaczepia, jeszcze nic nie znaczy. Skoro zależy ci na Key, nie poddawaj się. Pokaż, że jesteś lepszy. Na początek idź do łazienki i pomóż mu w sprzątaniu. na pewno to doceni.
Ledwo skończyłem zdanie, a Jonghyun wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samego.
- Co mu powiedziałeś, że wybiegł stąd jak nowo narodzony?
Rozbawiony raper wszedł do sypialni, najwidoczniej nie wyczuwając, że mam już dość wizyt na dzisiejszy dzień. Nie odpowiedziałem, tylko wróciłem na łóżko, patrząc na Minho pytająco.
- O co chodzi?
- Widzisz... Mam do ciebie małą prośbę. Za miesiąc jest kilka ważnych dla mnie meczy, a wytwórnia nie chce mi dać zgody, żeby na nie pójść.
- Wybrałeś sobie zły termin. Niedługo mamy promocję w Japonii, raczej wątpię by dało się coś z tym zrobić.
Westchnąłem ciężko, zastanawiając się dlaczego akurat on uchodził za tego najbardziej rozsądnego. Nie chciałem kłócić się z wytwórnią, z tego nigdy nie wychodziło nic dobrego. Ale... czego się nie robi dla przyjaciół. Najwyżej przyjmę wszystko na siebie, w końcu to mój obowiązek jako lidera.
- Niech ci będzie, spróbuję coś z tym zrobić.
Minho uśmiechnął się szeroko i klepnął mnie po plecach, dziękując.
- A, i jeszcze jedno. Mógłbyś wysłuchać Taemina? Poszedł z tobą porozmawiać i pewnie cię szuka.
Rzuciłem, zanim raper opuścił mój pokój. Bywały takie dni, w których naprawdę czułem się jak jakiś doradca. Jednak nie mogłem zostawić chłopaków w potrzebie. I w taki oto sposób zaczęli przychodzić do mnie kilka razy w miesiącu, zwierzając się ze swoich problemów, a ja z uśmiechem brałem je na swoje barki. Zmęczony opadłem na łóżko, marząc jedynie o odpoczynku. Okryłem się kołdrą po samą głową, mając niewielką nadzieję, że uda mi się zasnąć. W końcu i tak zespół miał dzisiaj wolne. Robiłem tak, odkąd w sumie pamiętam. Chociaż budziłem się cały przepocony, zakrywając głowę w czasie snu, czułem się bezpieczniej. Zupełnie jakby istniało ryzyko, że gdy stracę kontrolę nad mięśniami twarzy, moje podłe oszustwo wyjdzie na jaw. Często spałem. Pozwalało mi to uciec od rzeczywistości i chociaż na chwilę zapomnieć o problemach. Zarówno własnych, jak i pozostałej czwórki. Bo, jakby na to nie patrzeć, ich problemy były bardziej moimi problemami. Obudził mnie dźwięk gwałtownie otwieranych drzwi. Gdy tylko te huknęły o ścianę, moja niezdarność dała o sobie znać i zleciałem z łóżka na podłogę.
- Nie no, nie wierzę!
Nieproszony gość zdawał się nie zauważyć do czego doprowadził i wszedł do sypialni jak gdyby nigdy nic.
- Co się stało, Kibum?
Zaoferowałem zespołowej divie jeden z zakłopotanych uśmiechów, doprowadzając się do porządku.
- Ci idioci znowu zmuszają mnie do chodzenia na siłownię! Co oni sobie myślą?! Nie będę się męczył, do cholery!
- Key, spokojnie. Porozmawiam z menadżerem, ale... ale to jutro, dobrze?
Ziewnąłem, żeby zademonstrować swoje zmęczenie, na co blondyn uśmiechnął się zmieszany i o dziwo mnie przeprosił.
Ziewnąłem, żeby zademonstrować swoje zmęczenie, na co blondyn uśmiechnął się zmieszany i o dziwo mnie przeprosił.
- Jesteś pewien, że nie chcesz trochę poćwiczyć? Dobrze by ci to zrobiło. Ruch to zdrowie, no i... nie chciałbyś wglądać jak Jonghyun albo Minho?
Diva nie odpowiedział, tylko rzucił mi oburzone spojrzenie i bez słowa wyszedł z pokoju. Zdenerwowany opadłem na poduszki. Dlaczego oni nie potrafią zrozumieć, że nie jestem wszechmogący? Że ja też mam swoje problemy? Że biorę odpowiedzialność za każdy ich błąd? Że przyjmuję na siebie ich kary? Dlaczego nie potrafiłem im pomóc? Za każdym razem czułem się tak, jakbym próbował ich tylko zbyć. Byłem wiecznie uśmiechnięty, wiecznie zadowolony, rozśmieszałem wszystkich w swoim otoczeniu. Kiedy byłem mały, mama często mi mówiła, że zatrute jabłka zawsze wyglądają najładniej i chyba właśnie zrozumiałem o co jej chodziło. Byłem trucizną dla całego SHINee. Wiecznie ich zwodziłem i oszukiwałem, chyba najwyższy czas to wszystko zakończyć. Podszedłem do szafki i wyjąłem z niej wcześniej napisany list oraz pistolet. Tak będzie lepiej... Tak będzie lepiej... Gdy kładłem się na łóżku, wyraźnie czułem jak szybko bije mi serce. Bałem się, ale wiedziałem, że robię to dla waszego dobra. Ściskając list w dłoni, przyłożyłem broń do skroni i zacząłem odliczać.
Diva nie odpowiedział, tylko rzucił mi oburzone spojrzenie i bez słowa wyszedł z pokoju. Zdenerwowany opadłem na poduszki. Dlaczego oni nie potrafią zrozumieć, że nie jestem wszechmogący? Że ja też mam swoje problemy? Że biorę odpowiedzialność za każdy ich błąd? Że przyjmuję na siebie ich kary? Dlaczego nie potrafiłem im pomóc? Za każdym razem czułem się tak, jakbym próbował ich tylko zbyć. Byłem wiecznie uśmiechnięty, wiecznie zadowolony, rozśmieszałem wszystkich w swoim otoczeniu. Kiedy byłem mały, mama często mi mówiła, że zatrute jabłka zawsze wyglądają najładniej i chyba właśnie zrozumiałem o co jej chodziło. Byłem trucizną dla całego SHINee. Wiecznie ich zwodziłem i oszukiwałem, chyba najwyższy czas to wszystko zakończyć. Podszedłem do szafki i wyjąłem z niej wcześniej napisany list oraz pistolet. Tak będzie lepiej... Tak będzie lepiej... Gdy kładłem się na łóżku, wyraźnie czułem jak szybko bije mi serce. Bałem się, ale wiedziałem, że robię to dla waszego dobra. Ściskając list w dłoni, przyłożyłem broń do skroni i zacząłem odliczać.
- 1... za Key, który potrafił zrobić najlepszego kurczaka.
- 2... za Minho, który zawsze wiedział jak ogarnąć tych idiotów.
- 3... za Jjonga, dzięki któremu nikt nigdy się nie nudził.
- 4... no i za ciebie Tae, którego szczerze pokochałem....
- Hyung, hyung nie zgadniesz! Minho nareszcie--
Rozradowany Taemin zamarł, gdy mnie zauważył. Po moich policzkach spłynęły łzy, a ja jednocześnie poczułem, że po raz pierwszy od wielu lat uśmiecham się całkowicie szczerze. Gratulacje, kochany... w końcu ci się udało. Bądźcie szczęśliwi, nie będę więcej sączył jadu w wasze relacje.
- 5... za tego, którego już nie ma.
Blog został dodany do Katalogu Euforia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Białko :>
Dziękuję bardzo <3
Usuń