Paring: Sehun x Luhan [EXO]
Status: w toku
Typ: partówka [1/2]
Gatunek: slash / songfic / fantasy
Ostrzeżenia: brak
Ilość słów: 2245
A/N: Wiem, że to może nie jest odpowiedni moment na wstawianie HunHana, ale już zaczęłam to opowiadanie i nie chciałam z niego rezygnować.
Kiedy Sehun miał osiem lat, uchodził za najodważniejszego chłopca w całym miasteczku. Każde dziecko z sąsiedztwa czuło przed nim respekt, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że to właśnie on zdejmuje piłki z najwyższych drzew i podrzuca siostrze do pokoju złapane na podwórku pająki. Chłopak był ze swojej reputacji niesamowicie dumny, dlatego też chętnie przyjmował najprzeróżniejsze wyzwania od kolegów - tak zwane "testy odwagi". Aż pewnego dnia właśnie takie wyzwanie całkowicie odmieniło jego życie.
Był lipiec. O tej porze roku noc kończyła się tak szybko, że niektórzy w miasteczku nie zdążyli dobrze zasnąć, a już zostawali budzeni przez poranne promienie, chciwie wlewające się przez nie do końca zasłonięte żaluzje. Akurat tego dnia było tak gorąco, że lody na patyku rozpuszczały się jeszcze zanim zdążyło się zdjąć z nich papierek. Ogólnie mówiąc pogoda dopisywała, ba! Można wręcz powiedzieć, że słońce grzało niemiłosiernie. Jak to zwykle w niewielkich miasteczkach bywa, kiedy tylko na dworze zrobi się ładnie, dzieci wychodzą z domów, żeby pobawić się na zewnątrz. Tak więc i tego dnia podwórko już od wczesnego ranka wypełnione było radosnymi okrzykami i dziecięcym śmiechem. Nie zapominajmy też o zabawkach, walających się gdzie popadnie. Ogólnie mówiąc dzień zapowiadał się piękny i udany. Tylko ośmioletni Sehun nie cieszył się z ciepłych słonecznych promieni i lodów na patyku. Malec leżał we własnym łóżku przez cały dzień, nie wyściubiając spoza niego chociażby czubka własnego nosa. Zrobił to. Naprawdę to zrobił. Teraz wszyscy koledzy będą mu zazdrościli, a koleżanki nareszcie zaczną się za nim oglądać na podwórku. Nie, żeby wcześniej tego nie robiły... po prostu więcej uwagi zawsze pójdzie na jego korzyść, co nie? Jednak leżący na biurku przycisk do papieru nie napawał chłopca dumą, ale przerażeniem. Przedmiot był niczym innym jak zwykłą szklaną kulą ze sztucznym śniegiem, którą można potrząsać. W środku był mały domek, kilka drzewek i bałwan z dziwnym grymasem zamiast uśmiechu. Sehun bał się na tyle mocno, że musiał postawić owego bałwana tyłem do siebie, by nie musieć patrzeć w jego czarne oczy z węgielków. Mimo wszystko właśnie to "coś" było jego zdobyczą, która zmieniła całe jego dotychczasowe życie. Ale może zacznijmy od początku.
***
W trakcie letnich wakacji Sehun spędzał każdą wolną chwilę na wykonywaniu najprzeróżniejszych testów odwagi, zadawanych przez kolegów. Było ich mnóstwo, głównie dlatego, że każdy jego przyjaciel miał swój własny, indywidualny pomysł. Zadania zajmowały więc ośmiolatkowi większość wolnego czasu, ale chłopak ani trochę się tym nie przejmował - przynajmniej miał coś do roboty i się nie nudził. Akurat tego dnia Sehun był wyjątkowo z siebie zadowolony. Po zakończeniu kolejnego banalnego wyzwania szedł na spotkanie z dzieciakami z sąsiedztwa. Buzie miał umorusaną w jakimś czarnym smarze, ale mimo tego jego oczy wręcz kipiały dumą i pewnością siebie. W końcu nie każdy ośmiolatek dałby radę przebić oponę w samochodzie nauczycielki, której nikt nie lubił! A Sehun tego dokonał i to zupełnie sam!
- Nie macie czegoś ciekawszego?
Jongdae cmoknął z niedowierzaniem, unosząc lekko oba kąciki ust.
- Albo dajesz mi zadanie, albo odejdź, bo nie mam ochoty cię słuchać.
Odparł Sehun, nie ukrywając swojego znudzenia. Jak na ośmiolatka miał gadane, to trzeba było przyznać. Nie będzie mu byle wielbłąd podskakiwał.
- Zadanie, tak?
Starszy zaczął nieznośnie mlaskać, a jego uśmiech poszerzył się odrobinę, przez co przybrał niepokojącego wyrazu.
- To wejdź tam.
Skinął głową w kierunku starego domu na wzgórzu, przygotowując się mentalnie do zrobienia balona z gumy.
- Nie macie czegoś ciekawszego?
Rzucił od niechcenia, podrzucając w jednej ręce piłeczkę do palanta. Zgromadzona wokół ośmiolatka grupka dzieciaków patrzyła na niego wielkimi ze zdumienia oczami. "Naprawdę to zrobił? Jeeej, on na serio potrafi wszystko, tak jak mówił!" - dało się usłyszeć ich podniecone szepty. Tylko jedna osoba zdawała się nie zachwycać czynem Sehuna - był to nieco starszy od niego Kim Jongdae. Chłopak przepchnął się przez tłum i zmierzył naszego bohatera wzrokiem, żując ostentacyjnie wiśniową gumę. Ośmiolatek obdarzył go zniechęconym spojrzeniem, łapiąc piłeczkę w otwartą dłoń. Niezbyt lubił tego chłopaka. Słyszał, że ponoć ma powodzenie u starszych dziewczyn, ale póki co takie tematy Sehuna nie interesowały. W sumie też niewiele o nim wiedział, ale jedno mógł stwierdzić na pewno - Jongdae ciągle żuje gumę. Nie ważne czy był ranek, czy wieczór, szczęki starszego wiecznie były w ruchu. Przez to niektóre dzieciaki z sąsiedztwa wołały na niego "wielbłąd", ale ta ksywka szybko wyszła z obiegu, ponieważ niekoniecznie spodobała się żującemu.
- Takiś cwany? Myślisz, że potrafisz wszystko?Jongdae cmoknął z niedowierzaniem, unosząc lekko oba kąciki ust.
- Albo dajesz mi zadanie, albo odejdź, bo nie mam ochoty cię słuchać.
Odparł Sehun, nie ukrywając swojego znudzenia. Jak na ośmiolatka miał gadane, to trzeba było przyznać. Nie będzie mu byle wielbłąd podskakiwał.
- Zadanie, tak?
Starszy zaczął nieznośnie mlaskać, a jego uśmiech poszerzył się odrobinę, przez co przybrał niepokojącego wyrazu.
- To wejdź tam.
Skinął głową w kierunku starego domu na wzgórzu, przygotowując się mentalnie do zrobienia balona z gumy.
- Do Domu Marstenów?
Wśród zebranych gapiów dało się usłyszeć poruszenie. W końcu nie mówili o byle czym! Dom Marstenów był tematem, na który nie rozmawiało się ani za dnia, ani w nocy. A szczególnie w nocy. Mieszkańcy miasteczka twierdzili, że po takich rozmowach dzieci przestawały rosnąć, a pola wydawać plony. Kilka lat temu żył tam pewien człowiek, który zamordował własną żonę, po czym później powiesił się na belce u sufitu w sypialni, którą dzielił z małżonką. Od tamtej pory dom stał pusty, ponieważ nikt nie miał odwagi do niego wejść. Jednak bywały takie noce, kiedy to przez zabite deskami okiennice dało się zauważyć przemieszczający się blask, rzucany przez płomień świecy. Krążą plotki, że od czasu tragedii rodziny Marstenów, w ich domu zasiedliły się tajemnicze istoty, zwabione tam przez odór śmierci. Sehuna dosłownie zmroziło, kiedy dotarł do niego sens najnowszego wyzwania. Oczywiście nie dał tego po sobie poznać, traktując zadanie jak każdy inny test odwagi.
- Da się zrobić.
Odpowiedział jakby od niechcenia i wzruszył ramionami. Nie mógł przecież pokazać przed tymi wszystkimi dzieciakami, że się boi!
- W takim razie zapraszam, Panie Odważny!
Starszy podskoczył kilka razy, po czym wskazał tanecznym gestem zarośniętą ścieżkę do domu na wzgórzu. Chwileczkę... w sensie, że teraz? Nie! Sehun nie był na to kompletnie przygotowany, ale... tak łatwo to on się nie da! Co to, to nie! Musiał najpierw chociaż spróbować, a wiadomo, że potrafił zrobić wszystko, byle tylko zmazać z ust Jongdae ten obrzydliwy koci uśmieszek.
- Ej, ludziska! Nieustraszony Sehun będzie dzisiaj płakał ze strachu! Chodźcie! Chodźcie! Każdy musi to zobaczyć!
Nawoływał starszy, ściągając jeszcze kilkoro dzieciaków z sąsiedztwa. To spowodowało, że w ośmioletnim chłopaczku zaczęła gotować się złość. Zacisnął ręce w piąstki i ruszył przed siebie prosto na zabity dechami dom na wzgórzu. Im dalej szedł, tym wyższa trawa łaskotała go po łydkach. Czuł jak jego strach rośnie wraz z każdym krokiem w stronę opuszczonej posiadłości. Ale przecież bohaterski Sehun nie wycofa się w takim momencie na oczach prawie wszystkich dzieciaków z sąsiedztwa! Jednak kiedy chłopak wtargnął na teren, który kiedyś zapewne spełniał funkcję ogrodu, poczuł, że chyba nie jest tu sam - ktoś, albo coś, uporczywie się na niego gapiło. Nie... to nie może być prawdziwe, na pewno tylko mu się wydaje. Ośmiolatek przełknął głośno ślinę i odgarnął rękami wysokie kępy dawno nie koszonej trawy. Trawa ta zdążyła tak urosnąć, że spokojnie pokryła schodki na werandę wraz ze wschodnią ścianą budynku. Pokonawszy spróchniałe deski werandy, Sehun wkroczył do środka. Pierwsze pomieszczenie w jakim się znalazł, okazało się małym salonem, połączonym z równie niewielką kuchnią. Kuchnia. To tam została zamordowana żona starego Marstena. Chłopak potrząsnął szybko głową, próbując przynajmniej na chwilę o tym nie myśleć. Wolał to zrobić jeszcze zanim jego własna wyobraźnia zaczęła płatać mu figle. Nasz bohater miał nogi ciężkie jak z ołowiu, mimo tego błyskawicznie znalazł się na piętrze. Ten dom naprawdę był opuszczony. Wszędzie walało się mnóstwo starych gazet i listów, w powietrzu czuć było kurzem i wilgocią, spróchniała podłoga nieprzyjemnie skrzypiała pod nogami, a ze ścian odklejały się poszarzałe tapety. Zdecydowanie nie było to miejsce dla ośmiolatka. Ale on musiał wiedzieć, musiał zrobić, musiał... zabrać. No tak! Po co się tak męczył, skoro miał tylko wejść do domu i wrócić z dowodem, że w ogóle w nim był. Nic prostszego - mógł po prostu wziąć jakiś rupieć z salonu. A z resztą, w całym domu aż się od nich roiło. Ale było jeszcze coś... coś, co nie pozwalało Sehunowi tak po prostu odejść. Słyszał czyjś głos, był on jednak na tyle niewyraźny, że chłopiec nie mógł go rozszyfrować. Domyślał się jedynie, że należy on do mężczyzny i... że ów mężczyzna śpiewa. Kierowany tą dziwną siłą, zaczął iść korytarzem prosto do sypialni państwa Marstenów.
Wśród zebranych gapiów dało się usłyszeć poruszenie. W końcu nie mówili o byle czym! Dom Marstenów był tematem, na który nie rozmawiało się ani za dnia, ani w nocy. A szczególnie w nocy. Mieszkańcy miasteczka twierdzili, że po takich rozmowach dzieci przestawały rosnąć, a pola wydawać plony. Kilka lat temu żył tam pewien człowiek, który zamordował własną żonę, po czym później powiesił się na belce u sufitu w sypialni, którą dzielił z małżonką. Od tamtej pory dom stał pusty, ponieważ nikt nie miał odwagi do niego wejść. Jednak bywały takie noce, kiedy to przez zabite deskami okiennice dało się zauważyć przemieszczający się blask, rzucany przez płomień świecy. Krążą plotki, że od czasu tragedii rodziny Marstenów, w ich domu zasiedliły się tajemnicze istoty, zwabione tam przez odór śmierci. Sehuna dosłownie zmroziło, kiedy dotarł do niego sens najnowszego wyzwania. Oczywiście nie dał tego po sobie poznać, traktując zadanie jak każdy inny test odwagi.
- Da się zrobić.
Odpowiedział jakby od niechcenia i wzruszył ramionami. Nie mógł przecież pokazać przed tymi wszystkimi dzieciakami, że się boi!
- W takim razie zapraszam, Panie Odważny!
Starszy podskoczył kilka razy, po czym wskazał tanecznym gestem zarośniętą ścieżkę do domu na wzgórzu. Chwileczkę... w sensie, że teraz? Nie! Sehun nie był na to kompletnie przygotowany, ale... tak łatwo to on się nie da! Co to, to nie! Musiał najpierw chociaż spróbować, a wiadomo, że potrafił zrobić wszystko, byle tylko zmazać z ust Jongdae ten obrzydliwy koci uśmieszek.
- Ej, ludziska! Nieustraszony Sehun będzie dzisiaj płakał ze strachu! Chodźcie! Chodźcie! Każdy musi to zobaczyć!
Nawoływał starszy, ściągając jeszcze kilkoro dzieciaków z sąsiedztwa. To spowodowało, że w ośmioletnim chłopaczku zaczęła gotować się złość. Zacisnął ręce w piąstki i ruszył przed siebie prosto na zabity dechami dom na wzgórzu. Im dalej szedł, tym wyższa trawa łaskotała go po łydkach. Czuł jak jego strach rośnie wraz z każdym krokiem w stronę opuszczonej posiadłości. Ale przecież bohaterski Sehun nie wycofa się w takim momencie na oczach prawie wszystkich dzieciaków z sąsiedztwa! Jednak kiedy chłopak wtargnął na teren, który kiedyś zapewne spełniał funkcję ogrodu, poczuł, że chyba nie jest tu sam - ktoś, albo coś, uporczywie się na niego gapiło. Nie... to nie może być prawdziwe, na pewno tylko mu się wydaje. Ośmiolatek przełknął głośno ślinę i odgarnął rękami wysokie kępy dawno nie koszonej trawy. Trawa ta zdążyła tak urosnąć, że spokojnie pokryła schodki na werandę wraz ze wschodnią ścianą budynku. Pokonawszy spróchniałe deski werandy, Sehun wkroczył do środka. Pierwsze pomieszczenie w jakim się znalazł, okazało się małym salonem, połączonym z równie niewielką kuchnią. Kuchnia. To tam została zamordowana żona starego Marstena. Chłopak potrząsnął szybko głową, próbując przynajmniej na chwilę o tym nie myśleć. Wolał to zrobić jeszcze zanim jego własna wyobraźnia zaczęła płatać mu figle. Nasz bohater miał nogi ciężkie jak z ołowiu, mimo tego błyskawicznie znalazł się na piętrze. Ten dom naprawdę był opuszczony. Wszędzie walało się mnóstwo starych gazet i listów, w powietrzu czuć było kurzem i wilgocią, spróchniała podłoga nieprzyjemnie skrzypiała pod nogami, a ze ścian odklejały się poszarzałe tapety. Zdecydowanie nie było to miejsce dla ośmiolatka. Ale on musiał wiedzieć, musiał zrobić, musiał... zabrać. No tak! Po co się tak męczył, skoro miał tylko wejść do domu i wrócić z dowodem, że w ogóle w nim był. Nic prostszego - mógł po prostu wziąć jakiś rupieć z salonu. A z resztą, w całym domu aż się od nich roiło. Ale było jeszcze coś... coś, co nie pozwalało Sehunowi tak po prostu odejść. Słyszał czyjś głos, był on jednak na tyle niewyraźny, że chłopiec nie mógł go rozszyfrować. Domyślał się jedynie, że należy on do mężczyzny i... że ów mężczyzna śpiewa. Kierowany tą dziwną siłą, zaczął iść korytarzem prosto do sypialni państwa Marstenów.
Tyle lat przeczuciem byłem i snem.
Budzisz się dziś, by zapragnąć mnie -
- Wiem, szczęśliwy…
W mgnieniu oka ośmiolatek zrozumiał każde słowo dziwnej piosenki, którą w dalszym ciągu można było usłyszeć w całym domu. Sehun wyraźnie czuł, że jest nią w jakimś stopniu zafascynowany, chociaż jednocześnie panicznie się tego bał. Nie chciał tu wchodzić, ale Jongdae go do tego zmusił. Chciał stąd uciec, ale jakaś dziwna siła go tu trzymała. Nie chciał otwierać sypialni państwa Marstenów, ale jego ręka mimowolnie sięgała w kierunku klamki. Czemu nie mógł nic z tym zrobić?! Cała ta sytuacja sprawiła, że Sehun przypomniał sobie o strachu, który odczuwał jeszcze trzy lata temu. Budził się wtedy w środku nocy, słysząc podejrzane szmery, dochodzące ze strony szafy. Kiedy przestraszony wlepiał wzrok w tamtym kierunku, drzwi się otwierały, a on dostrzegał mężczyznę o zielonych oczach. Mężczyzna nic nie mówił, praktycznie się nie ruszał... w sumie nie robił nic - tylko się patrzył. Taki koszmar z dzieciństwa najbardziej zapadł Sehunowi w pamięci.
Rozdziela nas już tylko chwila lub dzień.
Kiedy zawołam, ty odpowiesz na zew!
I szczęścia spragniony ożywisz mój sen…
Z każdym odśpiewywanym słowem Sehun zbliżał się coraz bardziej do tajemniczych drzwi. Strach narastał w nim powoli i stopniowo, męcząc każdą część jego ciała. Istna tortura dla istoty, która czuje! Jakiś dziwny, nieludzki głos wabił małe dziecko do miejsca zbrodni. To nie było normalne! Sehun powinien już dawno zacząć uciekać, ale najzwyczajniej w świecie nie mógł tego zrobić. Poczuł chłód stalowej klamki w palcach i już wiedział, że widok, który zobaczy ani trochę mu się nie spodoba. Drzwi zdawały się emanować delikatnym światłem, a chwile później sypialnia stała już otworem. Cały Dom Marstenów wypełnił krzyk ośmioletniego chłopca. Widział go... Widział wisielca! Gnijące, rozkładające się ciało i robaki, wijące się na nim! Ale... co gorsza... to ciało nagle otworzyło oczy! Sehun ujrzał dwa puste, czarne jak smoła oczodoły, a strach sparaliżował go na tyle mocno, że aż przestał krzyczeć. Kiedy Głos ucichł, chłopak rzucił się do ucieczki. Nie płakał, nie krzyczał, po prostu biegł przed siebie z zamkniętymi oczami, próbując wyrzucić ten obraz z pamięci. Przy wyjściu złapał szklaną kulę i dosłownie "wyleciał" na zarośnięty chwastami ogród.
- Patrzcie kto wrócił!
Krzyknął Jongdae, ładując sobie kolejną kulkę gumy do buzi. Był niesamowicie rozbawiony całą sytuacją. W końcu udało mu się złamać tego wkurzającego dzieciaka!
- Ciekawe czy przypadkiem nie zsikał się ze strachu.
Śmiech poniósł się po zebranych dzieciach... a Sehun? Sehun po prostu ich wyminął i pobiegł prosto do domu, ściskając w dłoni swoją zdobycz.
***
Ośmioletni Sehun leżał we własnym łóżku przez cały dzień, nie wyściubiając spoza niego chociażby czubka własnego nosa. Zrobił to. Naprawdę to zrobił. Teraz wszyscy koledzy będą mu zazdrościli, a koleżanki nareszcie zaczną się za nim oglądać na podwórku. Jednak leżący na biurku przycisk do papieru nie napawał chłopca dumą, ale przerażeniem. Przedmiot był niczym innym jak szklaną kulą ze sztucznym śniegiem, którą można potrząsać. W środku był mały domek, kilka drzewek i bałwan z dziwnym grymasem zamiast uśmiechu. Sehun bał się na tyle mocno, że musiał postawić owego bałwana tyłem do siebie, by nie musieć patrzeć w jego czarne oczy z węgielków. Mimo wszystko właśnie to "coś" było jego zdobyczą, która zmieniła całe jego dotychczasowe życie.
To co wielbię idzie w dym. Dewastuję to co sławię.
To co kocham, aby żyć unicestwiam własnym jadem.
Gdy ze mną zanurzysz się w mrok i zatracisz się w nim,
zrozumiesz co to wieczność - pokochasz ten ból,
okryty szczelnie moim cieniem...
Nie... znowu on. Znowu ten Głos! Co się dzieje, przecież był we własnym łóżku! Czemu nadal go słyszał?! Przerażony Sehun zwinął się w kulkę pod kołdrą i zaczął nasłuchiwać. Mijały kolejne minuty, a Głos się nie odzywał. Czyżby chłopak tylko się przesłyszał? Nie, to nie było możliwe. Wyraźnie słyszał każdą śpiewaną literkę. Głos był zbyt realistyczny, aby śpiewać tylko w jego głowie. I wtedy go zobaczył - białą postać za oknem, próbującą dostać się do pokoju. Ośmiolatek zarzucił kołdrę na głowę, powtarzając w myślach, że to wszystko to tylko zły sen i, że ten stwór zaraz sobie pójdzie. Niestety tak się nie stało. Potwór, zamiast sobie pójść, wykrzywił wargi w grymasie, który służył mu za uśmiech. Sehun ledwo powstrzymał się od krzyknięcia ze strachu, kiedy dojrzał u niego dwa ostre zęby, znacznie dłuższe od pozostałych,
Witaj chłopcze, nie obawiaj się mnie.
Jestem aniołem, co spełni twój sen -
- nareszcie! Niosę Ci wolność...
Stwór zaczął śpiewać, a tymczasem chłopak stwierdził z przerażeniem, że to nie jest ten Głos, który słyszał na piętrze w posiadłości Marstenów. Inny Głos? A więc jest ich więcej? Sehun nie miał pojęcia co zrobić, ale zauważył jedno - to coś nie potrafiło dostać się do środka! Więc dopóki zostanie w domu, powinien być bezpieczny.
- No dalej mały, wpuść mnie...
- No dalej mały, wpuść mnie...
Syknął potwór, na co Sehun powoli wyszedł spod kołdry. Nie... nie mógł wpuścić tego czegoś do pokoju, czymkolwiek to było. Jeśli to zrobi, prawdopodobnie stwór go zabije, albo zrobi mu dużo innych, równie okropnych rzeczy. Jednak chłopiec czuł się, jakby był w jakimś dziwnym transie. Cały strasz opuścił jego ciało, a on stał się całkowicie rozluźniony. W jego głowie pojawiła się myśl, że chciałby zobaczyć co go czeka za oknem na własne oczy. Ale przecież naprawdę tego nie chciał! Co to za czary?! Czemu rozważał opcje wpuszczenia tego czegoś do swojego pokoju?
- Proszę... wejdź....
Głos Sehuna był cichy i pozbawiony życia. Zupełnie jakby to nie on mówił, co z resztą było prawdą. On tylko myślał - mówił ktoś inny. Potwór wyszczerzył się przeraźliwie i tym razem bez problemu odsunął zasuwę, która znajdowała się wewnątrz pokoju. Okno otworzyło się z cichym skrzypnięciem, a ostatnią rzeczą, jaką ośmiolatek zobaczył, była para ostrych kłów i ironiczny uśmieszek na ustach nieproszonego gościa.
- Proszę... wejdź....
Głos Sehuna był cichy i pozbawiony życia. Zupełnie jakby to nie on mówił, co z resztą było prawdą. On tylko myślał - mówił ktoś inny. Potwór wyszczerzył się przeraźliwie i tym razem bez problemu odsunął zasuwę, która znajdowała się wewnątrz pokoju. Okno otworzyło się z cichym skrzypnięciem, a ostatnią rzeczą, jaką ośmiolatek zobaczył, była para ostrych kłów i ironiczny uśmieszek na ustach nieproszonego gościa.
Czemu wcześniej nie widziałam, że dodałaś tegi ff? To jest takie ekstra! Po tytule spodziewałabym się bardziej czegoś zabawnego.. a to trzymało w napięciu i wgl takie tajemnicze! Czekam na drugą część '3
OdpowiedzUsuńTytuł pochodzi z jednego wiersza, zamieszczonego w książce Stephena Kinga, która btw natchnęła mnie do napisania tego ff. Na początku myślałam, że autor robi sobie żarty, ale wiersz ma zupełnie inne znaczenie, niż sugerowałby to tytuł. :)
Usuń